Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

Z tego co mówisz, widzę — dodał — że ci mój powrót z Ameryki, gdzie tak łatwo o żółtą gorączkę, nie bardzo smakuje, że nawet zdajesz się nie zbyt życzyć odwiedzin moich... że drogie wspomnienia młodości nie są ci może tak jak mnie miłe. Mów... ja się nie pogniewam. Daj przykład otwartości.
— Powiedz mi coś robił w Ameryce — przerwał Larisch — pojechałeś nie bez grosza, z talentem, z nauką, z energią, do kraju, w którym wszyscy robią majątki, a wróciłeś...
— W butach podartych i o kiju — dokończył Ernest. Tak! to w istocie rzecz jest dziwna. Ty, gdybyś był na mojem miejscu, bez grosza, nauki, talentu; dorobiłbyś się milionów, jestem tego pewnym — ale — cóż chcesz? losu swego człowiek nie odmieni. Pamiętasz, Chrystianku, w jakich to okolicznościach myśmy się rozsta... wali?...
— Niemasz potrzeby przypominać mi, wszystko pamiętam doskonale — zawołał Larisch — pamiętam i to że jestem ci obowiązanym... i — chociaż uczyniłem już com tylko mógł, aby się z długu wypłacić — jestem jeszcze gotowym do ofiary.
— Ofiary! — rzekł Ernest — czy tylko to wyraz właściwy?
Larisch zamilkł.
Ałe koniec końców — rzekł — co mogę zrobić dla ciebie, bo raz przecie trzeba mówić prawdę. Dałbym ci nie zapomogę ale majątek, w rok byś go utracił, dam ci pieniędzy, przehulasz je z nieznajomymi w pierwszej winiarni — co z tobą zrobić?
— Otruć albo utopić — odezwał się Ernest spokojnie, ja sam widzę, że na takiego trutnia innego nie