Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

— E, proszę pana, tak to się mówi, niczego nie potrzebuję, ale porządek domowy wymaga ażeby wszystko było jak się należy... Znałem takiego pana, co nigdy na noc wody nie pijał, ale jak mu karafki nie postawiono, całą noc zdawało mu się, że pić zapotrzebuje i nie spał.
Jacek się uśmiechnął. — Ja tych fantazyj nie miewam — odezwał się. Luszycki jak wkuty stał, patrzył i — nie odchodził, może sądził, iż go zagadnie gość, ale ten znużony milczał. Trzeba więc było samemu rozpocząć. Stary sługa zbliżył się i pocichu odezwał.
— A! panie! panie! jeszcześmy smutku takiego, jak teraz, w domu nie mieli. Czy pan widzi co to się ze starego pana zrobiło? — co z młodego?...
Pokiwał głową.
— No, stary byka strzelił, dodał — ale się to z miłosierdziem Bożem a waszą pomocą naprawi, a młody... tu zamilkł.
— Cóż młody? czy wy co wiecie? — spytał Jacek.
— Otóż bo to że wiem, a że tu nikt nic nie wie, jak w rogu, i niema z kim gadać.
Jacek zbliżył się żywo.
— Jużciż mnie powierzyć możesz.
— A pocóżem przyszedł — odparł stary zażywając tabakę; źle jest, źle, chciałem z panem się naradzić.
— Wszystko z tego Niemca poszło, począł wzdychając. Gdyby go tu licho nie przyniosło, nie byłby jegomość jeździł do tego Christianhofu i nie spotkałby na drodze tego Tygla i nie byłoby tu Tyglównej i biedyby nie było...
— Jak to? jak to? alboż.