Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/5

Ta strona została skorygowana.



W gospodzie na gościńca pod złotym kogutem, dnia tego było jakoś bardzo pusto. Gospodarz pan Korytkiewicz, człek zabiegły i łatwo się martwiący, siedział na ławce przededrzwiami, patrząc na zachodzące słońce i wzdychał. Obok niego otyła małżonka jego z kluczami u pasa, wziąwszy się w boki stała bezczynna... Najmłodsza z dzieci państwa Korytkiewiczów, siedmioletnia Kachna, tańcowała po pustej izbie gospody, podśpiewując wesoło. Parobek nieco opodal, niemając nic do czynienia, korzystał z tej chwili, aby sobie zadrzemać. Dobrał do tego wygodne dosyć miejsce, i plecami sparty o ścianę, z rękami założonemi na piersiach, poczynał chrapać, usiłując głowę opadającą co chwila utrzymać w równowadze.
Korytkiewicz kwaśnem okiem poglądał do koła, na gościńcu jak dojrzeć w obie strony nie widać było żywej duszy. Jedno i drugie westchnienie wyrwało się z piersi uciśnionej gospodarza, naostatek wybuchnął.