Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

pisane rodziców nazwisko, radbym się dowiedzieć czy nieborak żyje.
— Niemiec? jak się zowie? — spytał Larisch.
— Nazwisko niemieckie, ale chłopak na pół już Polak, i temu przypisać należy, iż się tak szpetnie pokochał.
— A co ci tam pilnego o nim wiedzieć! — zawołał Larisch.
— Bom do niego przylgnął — rzekł Ernest, poczciwa, sympatyczna natura, serce gorące. Tylko na tym jednym punkcie miłości oszalały.
Zamilkli. Nazajutrz Ratsch posłuszny, wyniósł się z węzełkami swemi na drugi folwark, gdzie mu równie obficie dostarczano doborowych trunków, jak w Christianhofie. Co się tyczy odzieży, o tej, przy tylu innych zajęciach, zawsze jakoś Larisch zapominał, odkładano kupienie od dnia do dnia, a w podróżnych sukniach Ratsch ruszyć się nie mógł.
Nadszedł dzień wesela; stary p. Marcin chciał je odprawić jak najhuczniej, córka i przyszły zięć sprzeciwili się temu. Zaproszony prezes sam jeden przybył, z gości był jeszcze ksiądz Grzywa, a ze strony pana młodego przyobiecany syn nie stawił się z powodu choroby. Ratsch zaś z powodu iż mu krawiec pono jescze nie wykończył sukni. Nie było więc nikogo.
Zdaje się że wymówka syna trochę zabolała ojca, bo był do niego przywiązanym, ale spodziewać się też mógł, iż August na to nowe małżeństwo niemiłem musi patrzeć okiem. Na list oznajmujący o niem, odpowiedział dziwnie zimno i ceremonialnie, potem kilką dniami przed ślubem wytłómaczył się chorobą.