Tegoż samego wieczora państwo młodzi wyjechali do Christianhofu, a Marcin Tygiel pozostał sam po wyjeździe prezesa i pożegnaniu księdza. Długo chodził po pustym domku stary, zacierając ręce, to zasępiając się z kolei... Niewiadome wzruszenia, radość czy tęsknota po dziecku, podziałały nań tak, że po raz pierwszy od zmiany trybu życia poczuł palące pragnienie i — napił się wódki...
Mówiono wiele o małżeństwie Marynki Tyglówny, które wszakże w życiu dwóch rodzin prawie żadnej nie zrządziło zmiany. Można rzec, że i nowożeńcy pozostali po niem tak sobie chłodno obojętni, tak niemal obcy jak byli. Tylko Marcin Tygiel z wielkiem przerażeniem córki, opuściwszy się znacznie w gospodarstwie, powrócił do żytniówki.
Ratsch także nie pokazywał się już prawie w Christianhofie, tak mu było dobrze na folwarku sąsiednim, i z tem życiem próżniaczem a wygodnem, człowiek nawykły znać do ruchu, do przygód, do ludzi, skutkiem zapewne odosobnienia, które się dziwnie przedłużało — począł na zdrowiu podupadać. A że w inne lekarstwo żadne, prócz spirytusu, nie wierzył — pogorszył nim jeszcze chorobę. Pan Larisch bardzo troskliwie się o niego dowiadywał, odwiedzał. Sprowadził lekarza który coś szeptał i coś zapisał, ale wszystko to nie pomogło i w końcu Ratsch z łóżka już nie wstawał. Gospodarz ubolewał nad tem, że jednak nałóg był zbyt już wkorzeniony, nie śmiał go nagle pozbawić trunku, dostarczając go tak obficie jak wprzódy. Wprawdzie codzień prawił kazania z tego powodu, przekonywając Ratscha że się tem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/58
Ta strona została skorygowana.