Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

August, zapaliwszy cygaro, przechadzał się niespokojny po pokoju, na jego twarzy znać było przelatujące sny i marzenia o zamku i dobrach rycerskich; zużyty i ostygły odzyskał prawie młodzieńczą żywość, bawiąc się tem rzuconem przez ojca cackiem lśniącem. Podszedł tuż, ujął radcę za rękę, strząsnął nią i pochylił się do ramienia, dziękując mu.
— Kochany ojcze — zawołał — daruj mi, byłem względem ciebie niesprawiedliwym, nie znałem cię dosyć. Dziś widzę, ile uczyniłeś dla przyszłości mojej. Więc nawet to ożenienie...
Radca milczący usiadł..
— To ożenienie — rzekł — było rachubą omyloną i jeszcze nie jestem pewnym, czy mi się ono wynagrodzi. W moim wieku inaczej nazwaćby się mogło szaleństwem. Rachowałem do zbytku na naturę zapalną Witolda, na jego namiętny narodowy charakter, na rozpoetyzowaną panią. Dziś liczę już tylko na amerykanina i na tym omylićbym się nie powinien.
— A jeśli ta rachuba omyli? — zapytał syn. Radca nie odpowiedział nic, potrząsnął tylko głową.
Dwaj rachmistrze zapuścili się w szczegóły wykonania i formalności, jakich interes wymagał; ojciec chciał jak najtroskliwszą dać instrukcyą synowi, aby potem już jej powtarzać nie potrzebował.
Rozmowa pociągnęła się długo w noc.
Powróciwszy do Christianhofu, radca zajął się jak zwykle gospodarstwem i interesami. Mniej przejęta własną boleścią kobieta, byłaby dostrzegła, że Larisch powróciwszy z wycieczki, badał starannie fizyognomią żony, ale czynił to ukradkiem, ostrożnie i nie dając po sobie dostrzedz niepokoju. Marynka nie do-