Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

się gwałtownie — to moja rzecz, to mój dom, jam tu odpowiedzialny i ja panu zięciowi odpowiem!
— Przepraszam was — rozmowę i odpowiedź winniście mnie zostawić, jeśli na kim cięży odpowiedzialność, to na mnie. Czy pan się czujesz obrażonym?
Radca myślał milczący.
— Za pozwoleniem — rzekł — nie mówiłem tego, szanuję nadto swoję żonę, ażebym ją śmiał obrazić najmniejszem posądzeniem, ale znajduję dziwnem, żeś pan się tu zapragnął z nią widzieć — bez mojej wiedzy.
— Inaczej — żywo zawiłał Antoni — nie mógłbym jej opowiedzieć ciekawych zaprawdę szczegółów z życia pan radcy, których Ratsch mi dostarczył, skromność pańska cierpiałaby na tem. Radca zbladł i usta mu się zatrzęsły, zagryzł wargi, aby nie postrzeżono tego symptomatu trwogi. Twarz zaczęła mu się mienić, jakiś czas walczył z sobą. — Co to ma znaczyć? zapytał głosem ponurym.
Antoni odprowadził go ku oknu.
— Rozmówmy się lepiej na osobności — rzekł pocichu. Ja wiem wszystko z przeszłości, czego pan byś rad, by nikt z żywych nie wiedzał. Ratsch nie będąc pewnym siebie, gdy szukał was, papiery tyczące się sprawy zostawił w moich rękach.
— Papiery? papiery? — przerwał mimowolnie unosząc się radca, i pan śmiałbyś z nich uczynić użytek?
— W obronie własnej niezawodnie — zawołał Antoni.
— To są dokumenta zapewne fałszowane — opa-