siłku i kłamstwa, książę Robert powracał złamany do swego mieszkania i całe noce chodził niespokojny, rzucając się, burząc, miotając, ale tego nikt ani widział ani się domyślał. Ilekroć brakło mu siły i męstwa, a twarz żółta Alfonsyny odpychała go wstrętem, którego przezwyciężyć nie mógł, spoglądał na siwe włosy ojca i nabierał odwagi do dalszych zalotów, w których aż nadto miał szczęścia.
Jeśli się to zakochaniem nazwać może, co w sercu ciasnem zrodzi fantazja chwilowa, połechtana próżność i ciekawość, można było powiedzieć, iż hrabianka Alfonsyna była zakochana. Robert nie mógł się jej nie podobać. Gdy trzeciego dnia wieczorem, po nowej z generałem naradzie cichej, ojciec przyszedł do córki, aby się z nią rozmówić, za pierwszem słowem wyrzeczonem dostrzegł, iż Alfonsyna wyprzedziła jego tajemne życzenia. Spodziewał się jakiegoś oporu, choćby dla ceremonji, a znalazł przez usta miss Burglife wyrażające się jak najgorętsze uwielbienie dla całego domu i dla księcia Roberta.
— Już niema co się z tem taić, — rzekł stary pocichu — jawna rzecz, że książę Robert się w tobie, moja Alfoniu, zakochał. Generał, który go zna najlepiej, oświadczył mi, że jeszcze go tak zajętym kobietą żadną nie widział, bo dla wszystkich jest zimny. Miałem sobie za obowiązek, moja duszo, szczerze się rozmówić z tobą. Niech mnie Bóg uchowa, ażebym cię zmuszał choćby do najpożądańszego dla mnie związku. Mów szczerze, niepodobna ich uwodzić i dawać nadzieje, jeśli...
Mówiąc to, ojciec niespokojnie się w córkę, zakłopotaną widocznie, wpatrywał; szczęściem dla niej miss Burglife przyszła jej w pomoc.
— Panie hrabio, — przerwała — trudno wymagać od skromnej młodej dziewicy wyznania sentymentu, tak delikatnego, tak lubiącego się ukrywać i taić; ja wszakże, o ile znam kochaną hrabiankę naszą, mogę zaręczyć, że wstrętu do księcia Roberta nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/118
Ta strona została skorygowana.