mą drogą, którą panu Zenonowi trzeba było jechać od ojca do pałacu. W tych dniach, gdy państwo Mościńscy przybyli, Zenon odbywał codzień przejażdżkę tę konno lub wózkiem, służąc po całych dniach księciu Robertowi. Zwykle jednak odjeżdżał na noc do siebie.
Trzeciego dnia właśnie około północy wracał tędy, gdy mu cygaro zagasło i postrzegł, że zapałek z sobą nie ma. W oknie dworku świeciło się jeszcze. Pan Zenon znał Jałowczę z widzenia, postanowił przeto wnijść, ażeby cygaro zapalić. Koń był wyuczony stać i na pana czekać, choćby godziny całe. Zarzucił mu więc uzdę na szyję pan Zenon i, zbliżywszy się do drzwi, a znalazłszy je otwarte, wszedł do dworku.
W sieni było ciemno, zaledwie mógł wnijście namacać, wreszcie jednak otworzył i znalazł się we wnętrzu ubogiego mieszkania. Na stoliku paliła się nie świeczka łojowa z miasteczka, ale stara lampka z olejem, pokryta daszkiem; kilka arkuszy papieru zapisanego walało się po stole, kałamarz i pióra świeżo porzucone przy nich. Odsunięty stołek świadczył, że gospodarz tylko co odszedł od roboty.
Przypatrując się baczniej dokoła, Zenon postrzegł na tapczanie wyciągniętego Jałowczę, który głębokim snem usnął, zapomniawszy znać zgasić światło i drzwi zaryglować. Otwarcie ich i hałas wchodzącego nie zbudziły go. Żurba postanowił u lampy zapalić cygaro i odejść, lecz mimowolnie oko jego padło na zapisane arkusze papieru i przylgnęło do nich.
Zastanowiło go nietylko pisanie bardzo wprawne, lecz kilka wyrazów pochwyconych, świadczących, że pisał to nie tak prosty człek, jak się Jałowcza wydawał. Na jednym arkuszu stała świeża data, jakby dziennika, utrzymywanego przez tego osobliwszego pustelnika, a poniżej Zenon wyczytał, niechcący prawie:
„Książęta Brańscy sprowadzili tu hrabiego Mościńskiego z córką, w nadziei zaswatania księcia Roberta z tą dziedziczką wielkiej fortuny. Intryga bardzo zręcznie, a niewiadomo przez kogo osnuta, do której
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/126
Ta strona została skorygowana.