Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

co do tego człowieka. Ponieważ Jałowcza odwoływał się do świadectwa dworskich księdza sufragana, że jako tokarz mieszkał w miasteczku, przy pierwszej sposobności plenipotent począł badanie na miejscu, w którem przebywał.
Tu niełatwo było dopytać się o owego mniemanego tokarza. Okazało się, że w istocie przez czas jakiś toczył dla Żydka, ale zarazem zajmował się wielu rzeczami, do tego rzemiosła nie należącemi, mianowicie prośby pisywał i był prawnym doradcą procesujących się, listy redagował tym, co się krzyżem świętym na nich podpisywali... i t. p. Skąd zaś do miasteczka przybył, o tem nikt dokładnie nie wiedział. Postać była zagadkowa i dziwna... jakiś rozbitek, który szukał wypoczynku na lądzie... Przetrząsanie dworku, opuszczonego nagle, nic o nim nauczyć też nie mogło; za piecem tylko i w śmieciach w sieni nagromadzonych znaleziono wielką ilość podartych papierów, które, po rozpoznaniu, odnosiły się wszystkie do interesów książąt Brańskich. Były tam i przybliżone rachunki ich długów, i zaległe procenta, i zbierane wiadomości o dochodach, i od oka spisane inwentarze folwarków, i różne notatki, tyczące gospodarstwa i ruchomości. Pan Gozdowski nie mógł się wydziwić, skąd ten człowiek to wszystko brał i naco mu się to przydać mogło... Raptularze te rzucono w ogień, a zagadka pozostała zagadką.

Życie pana mecenasa Hartknocha, jak wielu jego towarzyszów, dzieliło się na dwie ściśle od siebie odgraniczone części — i w jednym człowieku mieściło się, można powiedzieć, dwóch ludzi całkiem do siebie niepodobnych. Jeden z nich zajmował się pilnie przez pół dnia interesami klientów swoich, bardzo licznych, gdyż Hartknoch uchodził za jednego z najpraktyczniejszych prawników, — drugi, po zamknięciu kancelarji, zabawiał się i czas przepędzał,