nie omylić się w rachubach. Musiałem wiedzieć doskonale o wszystkiem. Tu są inwentarze, dalej, mój łaskawco, spis długów i dłużników, dalej notaty objaśniające.
Podniósł Zembrzyński oczy do góry ku zdumionemu mecenasowi.
— Tyle się lat pracowało, — odezwał się, wzdychając — zdawało się, że ot, ot, jest się u celu. Ludzkie sprawy! Wiesz, mój łaskawco, iż temu gmachowi, który ja długiemi laty wznosiłem po cegiełce, chleb sobie od ust odejmując, zagraża teraz najzupełniejsza ruina? Tak jest.
— Skąd? — spytał mecenas.
— Książę Robert może się ożenić z córką hrabiego Mościńskiego... w takim razie magnat ten znajdzie kapitał na oczyszczenie dóbr, a że umie się rządzić, jeśli w imieniu córki obejmie Brańsk, ja przepadłem.
— Ależ waćpan musisz w takim razie odebrać swoje pieniądze? — zawołał Hartknoch.
— A co mi po tych pieniądzach? — odezwał się Zembrzyński. — Co mi po tych pieniądzach?...
— O cóż panu idzie? — rzekł zdumiony prawnik. — Chcesz dóbr?
— Naco mi te dobra? — powtórzył stary — co mi po tych dobrach?
— Czegóż więc waćpan pragniesz? prawdziwie nie rozumiem go.
Stary uśmiechnął się jakoś gorzko, ale słowa, które miał wyrzec, zatrzymały mu się na wargach... nie odpowiedział nic.
— Idę dalej — począł, grzebiąc się w przyniesionych papierach. — Przeciwko zamierzonemu małżeństwu użyję wszelkich możliwych środków, będę się starał otworzyć oczy hrabiemu, trafię do niego. Jeżeli jednak blask mitry tak go zaślepia, że się ruiny Brańska nie zlęknie, będzie należało przyśpieszyć akcję i, nim się młodzi pobiorą, wytoczyć procesy, nałożyć inhibicje, majątki zagarnąć w administrację, słowem, przynajmniej narobić hałasu i strachu, a...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/156
Ta strona została skorygowana.