mowy, w której rzadko jej kto mógł dotrzymać, hrabina Natalja stała się teraz milczącą, małomówną, nawet rzadko okazywała, by ją przedmiot jaki żywiej obchodził. W twarzy, mowie, ruchach jej malowała się rezygnacja spokojna, pod którą domyślać się było można jakichś dogorywających ruin, zniszczenia i ciężkiej ducha żałoby.
Lekceważenie ogółu poczęło się zwolna na korzyść hrabiny zmieniać w szacunek dla niej, we współczucie i uznanie zasługi tej walki, z której wyszła zwycięsko.
Książę Robert od ostatniego pobytu swojego, od rozgłośnego pojedynku i choroby, ani razu nie pokazał się w Warszawie — zapomniano o nim trochę, tak że gdy się teraz ukazał, obudził powszechne zajęcie. Nikt jednak ani śmiał o nim wspominać przed hrabiną, która, przybywszy do teatru przypadkiem, zobaczyła go zupełnie niespodzianie i to było powodem jej omdlenia wobec zbyt licznych widzów, ażeby niepostrzeżone przejść mogło. Omdlenie to wywołało sądy, domysły, zdania i rozprawy najrozmaitsze. Przyjaciele i nieprzyjaciele hrabiny nosili się z niem, gardłując namiętnie, broniąc lub potępiając.
Nazajutrz nawet z najserdeczniejszych przyjaciółek jej nikt dowiedzieć się o zdrowie nie przybył. Dom był zamknięty, hrabina zachorowała, wiedziano, że nie przyjmowała nikogo, na księcia Roberta skierowały się oczy ciekawe i, gdyby to było podobieństwem, śledzonoby każdy krok jego. Dla wszystkich zagadką było niesłychanie zajmującą, czy w sercu księcia zagasło na wieki uczucie i wspomnienie, czy się ono nie mogło odrodzić, jakie będzie dalsze postępowanie Natalji i t. p. Miano jej wogóle za złe, iż uległa wzruszeniu, że skompromitowała się tak okrutnie omdleniem. Wszystkie dawne uprzedzenia przeciw niej wróciły. Złośliwe kumoszki, uśmiechając się, szeptały, iż zawsze były tego przekonania, że pokuta była tylko dobrze odgrywaną komedją. Przyjaciółki wzdychały, bronić nie śmiąc. Z natężoną uwagą czekano.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/171
Ta strona została skorygowana.