mi dawne uczucie, a masz chwilę czasu, jedźmy do ciebie.
— Najchętniej.
Dorożka, którą wzięli pod teatrem, dowiozła ich prędko na Nowy Świat, gdzie w połowie pierwszego piętra, bardzo ładnie po kawalersku urządzonej, mieszkał pan Aureli. Usadowił zaraz w wygodnym fotelu Mościńskiego, drzwi zamknął, służącego postawił na straży, i dobył cygara.
— No, teraz mów! — odezwał się — słucham i jestem na twe rozkazy.
— Ale najprzód dłoń i słowo, że to zostanie między nami.
— Słowo i dłoń — bądź spokojny.
Mościński się obejrzał i zawołał po chwili:
— Jak mnie widzisz, jestem najnieszczęśliwszym z łudzi: wpadłem w awanturę, z której nie wiem, jak wybrnę. Chciał los nieszczęśliwy mój, żebym po drodze wstąpił do książąt Brańskich. Są mi dalekimi krewnymi, a ani o ich stanie majątkowym, ani o księciu Robercie nie wiedziałem nic. Jedynaczkę mam córkę, książę się o nią począł starać, a tu — dowiaduję się...
Mościński zamilkł, trąc czoło i wzdychając.
— Przyjacielu stary, — dodał — na miłość Bożą cię zaklinam, mów mi o nich, co wiesz, objaśnij, radź!
— O cóż ci idzie? — spytał Zaręba. — Książęta Brańscy są źle w interesach, to wiadomo powszechnie, książę Robert miał ongi romansik z hrabiną Natalją, o tem wróble na dachach świergoczą: ale Brańscy są piękną i zacną rodziną, książę Robert jest pełnym szlachetności młodzieńcem, czegóż ty chcesz?
— Ale oni są doszczętnie zrujnowani! — krzyknął Mościński.
— O tem cię nie potrafię objaśnić, a zresztą, nie wiem, kto dziś nie zrujnowany.
— Znasz mecenasa czy adwokata Piątkiewicza?
Pan Aureli, który znał wszystkich w Warszawie,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/174
Ta strona została skorygowana.