ski — tylko w niebytności księcia Roberta, zdać w ręce pańskie moją plenipotencję.
— A! za pozwoleniem, — począł generał — piękna rzecz, nawarzywszy piwa, zostawić je nam do wypicia.
Gozdowski się za głowę pochwycił.
— Zatem posyłam do księcia Roberta.
— Ani mi się waćpan waż! — żwawo począł generał. — Proszę tego nie czynić, przestraszyłoby go to bezużytecznie i przeszkodziło mu w staraniu o pannę, odbierając swobodę umysłu.
— Potrzeba przecież coś radzić.
Książę pochodził po pokoju.
— Niema nic do czynienia, — rzekł — trzeba mieć cierpliwość... hrabia posiada kapitały.
— Ale hrabia...
— Dosyć, — przerwał stary kawaler maltański — proszę czynić, com powiedział i nic nadto. Mój kochany Gozdowski, — dodał, mięknąc — nie gniewaj się, byłeś nieopatrzny, mam w Bogu nadzieję, że to się poprawi wszystko, idź, milcz i nie obawiaj się. Niech wierzyciele czynią, co chcą, waćpan temporyzuj i kroków stanowczych nie przedsiębierz żadnych. Nadewszystko zaś proszę, aby ani księżniczka, ani, uchowaj Boże, pan szambelan o niczem się nie dowiedzieli. Ja sam napiszę z należytemi ostrożnościami do księcia Roberta.
Nieszczęśliwy rządca chwycił się za głowę, chciał jeszcze coś mówić, ale na dany znak generała zamilkł i powoli się powlókł do dworku. Tu przyszedł mu na myśl pan Zenon, kazał co najprędzej zaprzęgać do bryczki i popędził do folwarku o milę odległego, który dzierżawił stary Żurba.
Był to najpiękniejszy niezaprzeczenie kawał ziemi z całych dóbr brańskich.
Stary Grzegorz Żurba, który się tu przed laty dostał z małym bardzo kapitalikiem, pracą i skrzętnością oraz pomocą książąt dorobił się na nim majątku — zagospodarował niemal jak na dziedzictwie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/181
Ta strona została skorygowana.