Mówili jeszcze, układając się, gdy do dworku wpadł zdyszany i zlękły sekretarz szambelana.
— Panie generale, na miłość Boga, niech pan śpieszy do naszego pana, jakiś list przyszedł z poczty. Pan go tylko rozpieczętował, rzucił okiem i w okrutnym gniewie padł w krzesło, tak że chcąc mi coś powiedzieć, dla trzęsących się ust i wielkiej pasji, która go ogarnęła, słowa już wymówić nie mógł. Wkońcu zrozumiałem tylko, że wołał: „gdzie generał? prosić księdza biskupa!“ Przy panu został kamerdyner; a ja tu co tchu przybiegłem. Niech książęta śpieszą! Jeszczem, jak żyję, w tym stanie księcia jegomości nie oglądał.
Można sobie wyobrazić, jaki wszystkich przestrach ogarnął. Biskup pierwszy rzucił się, biegnąc co tchu, generał wyleciał bez czapki. Robert musiał sufraganowi podać rękę, bo zaraz we drzwiach się zachwiał. Gozdowski i Zenon, nie mając prawa iść, pozostali osłupieli.
Wszyscy tak byli nawykli szanować spokój głowy domu i utrzymywać ją zdala od powszednich trosk, interesów i gospodarstwa — że wiadomość o czemś tak nadzwyczajnem, jak gniew i oburzenie szambelana, obudziła popłoch w domu niesłychany. Od niepamiętnych czasów nic się nigdy podobnego tu nie przytrafiło; nie pojmowano nawet, co zajść mogło i kto był tak zuchwały, ażeby wprost do samego księcia miał się udać. Generał i biskup weszli razem do pokoju, przed którym zgromadzona służba niespokojna, szepcząc coś, stała, widocznie pomieszana wypadkiem.
Książę szambelan na odgłos kroków i otwierających się drzwi, zerwał się z krzesła drżący, trzymając papier jakiś w ręku, który do góry podnosił; oczy miał krwią nabiegłe i twarz strasznie zmienioną. Pierwszy ksiądz biskup podstąpił ku niemu.
— Co się stało, co się stało, kochany bracie? Uspokój się, na rany Boskie!
Szambelan trząsł się tylko, wskazując na list, który rzucił na stół.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/222
Ta strona została skorygowana.