twi się to, załatwi, będziemy wszyscy nad tem pracowali; tylko brat tego nie bierz do serca, zdaj już to na nas... spokojnie, spokojnie!
Szambelan z tych wszystkich po sobie następujących wyznań, półgębkiem czynionych, dorozumiał się wszakże, iż coś złego, co przed nim starano się utaić, istnieć musiało. Trwoga i niepokój odmalowała się na twarzy starca.
— Tak więc — odezwał się cichym głosem — to, cośmy za szczęśliwe poczytywali zdarzenie, bytność hrabiego, odnowione z nim stosunki — miało nas tylko napaść goryczą. Niechże się dzieje wola Boża, korzę się przed nią... Wy myślcie o jak najprędszem załatwieniu trudności. Nie godzi się, aby Brańscy byli na czyjejkolwiek bądź łasce; należy to załatwić, należy wszystko skończyć jak najprędzej.
— To się zrobi, — wtrącił sufragan — nie mówmy już o tem, uspokój się, uspokój!
— Nie tak to łatwo, — westchnął starzec — sama myśl ta, że grozić może niebezpieczeństwo czystemu i świetnemu imieniowi, któreśmy wzięli w spuściźnie, że cios może paść za dni naszych, a przypisany będzie winie naszej, że, zamiast podnieść ją wyżej, my daliśmy złotej tarczy herbowej poczernieć, napawa niewymowną trwogą. Ale możeż być, ażeby ofiary wasze, moje, troskliwość nieustanna, poszły marnie? — żebym ja miał dożyć sromotnego dnia?...
I nie mógł dokończyć; ksiądz sufragan chwycił go za ręce.
— Kochany bracie, proszę cię, błagam, spokojności! ufności w Opatrzność. Niema nic jeszcze tak złego, niema nic. Nie mów o tem, pomódl się, ukołysz to wzburzenie, wywołane nieszczęsnym listem.
— Ale ten sam list wymaga odpowiedzi! Impertynencji tego głupiego półpanka nie można tak bezkarnie przepuścić.
— Ukarać go pogardliwem milczeniem — rzekł biskup.
— Jeśli chcesz, to ja za was odpiszę, jak należy —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/225
Ta strona została skorygowana.