res, lecz stary jakoś się zręcznie opierał. Na poobiedzie książę Robert zaprosił wszystkich gości do Brańska, ojca uprzedziwszy wprzódy, iż będzie kilka osób z interesami, ażeby nie wychodził lepiej; szambelan zgodził się na to bardzo chętnie.
Ze szczególną atencją był od pierwszej chwili pan Zygmunt dla grającej rolę pani domu Antoniny, nie było w tem jednakże najmniejszego cienia zalotności. Mówiono o rzeczach obojętnych, o muzyce, o teatrze, nowościach literackich i t. p.
W rozmowie Zygmunt wspomniał, iż pannę Antoninę i księżniczkę Stellę raz już zdala miał szczęście oglądać i że to pobudziło go do korzystania z podróży ojca, aby mógł bliżej to urocze zjawisko oglądać. Unosił się szczególniej (nie ujmując pannie Antoninie) nad idealną pięknością księżniczki i wrażeniem, jakie ona na nim zrobiła. Mówił to naturalnie, lecz z takim ogniem i siłą, że panna Antonina uśmiechnąć się musiała, obiecując sobie nacieszyć się z księżniczką. Bardzo zręcznie tłumaczył się czcią gwiazd i słońca, którym i najnędzniejsze istoty składały ofiary i pokłony. Śmiano się trochę i na tem się to skończyło.
Gozdowski, niecierpliwy, przed obiadem jeszcze pochwycił kuzyna na stronę i wyprowadził do osobnego pokoju.
— Mówże, — rzekł — jakie są twoje warunki? Oni chcą od nas teraz połowy długów, a resztę rozkładają na lat dwa.
— Hm, — odezwał się Garbowski, spuszczając oczy — hm! ja wam powiem, ja się dobrze namyśliłem, te roboty was do niczego nie prowadzą, to umarłemu kadzidło. Wodę warzyć, woda będzie. Najlepiejbyście zrobili, żebyście odrazu dobra sprzedali, zawsze się na tem skończy.
Gozdowski aż odskoczył.
— Co się tobie marzy? Właśnie my tego chcemy uniknąć.
— A jak? — spytał Garbowski.
— Książę się ożeni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/276
Ta strona została skorygowana.