na, ażeby go więcej jeszcze nie zmartwić. Generał ogólnikami go zbył, Robert milczał, popłakali się potem jeszcze i szambelan usiadł kończyć nabożeństwo swe za dusze zmarłe.
Z trzech ich on jeszcze był najspokojniejszy, najwięcej zrezygnowany. Smutek jego uroczysty, cichy już się z życiem godził i wszedł jako żywioł powszedni do niego. Szambelan naznaczył sobie modlitwy, jakie miał odmawiać, nabożeństwo, które powinien był kazać odprawić w kaplicy i kościele — popłakał i wracał do powszedniego trybu bez narzekań i oznak nadzwyczajnej boleści. Wiek przytępił w nim, a raczej opanował uczucie tak, aby resztek życia zatruć nie mogło.
Wypadek ten, napozór nie mogący wpłynąć na losy rodziny, przyczynił się wszakże do pogorszenia jej położenia. Testamentem swym biedny ksiądz sufragan zaklinał brata, ażeby ubogim, od których się był zapożyczył, aby przyjść w pomoc familji, jak najprędzej należności ich zapłacone być mogły. Czynił to, zaklinając ich i błagając, aby na sumieniu jego krzywda i łzy nie ciężyły, dodając, iż nie będzie mieć w grobie spoczynku, póki sumy te spłacone nie zostaną.
Chciano zataić rozporządzenie ostatnie przed szambelanem, lecz prawo wymagało zakomunikowania go. Ograniczyć to jednak umiano do odczytania przez plenipotenta Gozdowskiego. Generał zapowiedział mu razem, iż bodajby z największemi ofiarami te sto kilkadziesiąt tysięcy znaleźć trzeba i natychmiast wypłacić.
Plenipotent słuchał, jak odurzony — w kasie nie było ani dziesiątej części tego, a na dochodach już położone zostały sekwestry. O pożyczce myśleć nie było podobna. Cóż począć mieli? Narada skończyła się rozpaczliwem przekonaniem o niemocy i bankructwie; generał jednak powtarzał swoje, że pieniądze te, bądź co bądź, zapłacone być muszą.
— Skądże je mam wziąć, na miłego Boga? — za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/315
Ta strona została skorygowana.