— Ja na waszej łasce jestem, — śmiejąc się, dokończył książę Norbert — czyńcie, co się podoba, nieradbym tylko, żebyście mnie z moich pokojów wyrzucali. Ja tu już nie rządzę, nie dysponuję, do niczego się nie mieszam. Będę posłuszny, muszę być posłusznym.
W tej pozornej pokorze czuć było wszakże trochę bólu i nieukontentowania. Zamilkł, a po krótkiej chwili począł:
— Więc jakże tam? Całą zimę w małym saloniku? a tamte ogołocicie, hm? Więc chyba i większego stołu dla gości tu zastawić już nie będziemy mogli, ani kredensów, ani sreber.
— Właśnieśmy srebra, obrazy i kredensy pakować kazali.
— Już pakować? cóż to jest? na miłość Boga? co to jest? tak pośpiesznie, słowa mi nie powiedziawszy? Rozporządzacie się tak... Toż sama przyzwoitość wymagała, żeby mnie Robert spytał przynajmniej. Ja się nie mieszam do niczego, abdykowałem, to prawda, ale niemniej jestem choćby honorową głową domu.
— Robert nic nie winien; tą szarą gęsią, co się tak rządzi samowolnie, jestem ja — mówił generał — i przepraszam pana brata. Strach mnie wziął, rozkazałem zaraz znosić wszystko i w paki. Okropne rysy na murach.
— Gdzież u licha, gdzie? jakie rysy? nigdym ani skazy nie widział? skądże się wzięły?
— Nagle, powiadam ci, coś musiało pęknąć w belkach; zjawiło się to, zdaje się, wczoraj i szczęście, żem natychmiast dostrzegł.
— Nic nie rozumiem! dalipan, nic nie rozumiem!
— Ma foi, ani ja, ale fakt, cóż począć?
— Za pozwoleniem, — przerwał nagle szambelan — zatem należy program pewien ułożyć. Gdzież? jak jadać będziemy? ile osób salka zmieści? Może już i, zamiast saskiej porcelany, dacie nam fajans celichowski, hę?
— Co do kosztowniejszych serwisów, te pewnie po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/319
Ta strona została skorygowana.