— Zatem, bylebym drogę wiedział, pojadę do pana Gozdowskiego — dodał. — Tak będzie najlepiej.
— Najlepiej, — pochwalił gospodarz — a trafić do pana plenipotenta łatwo, ino aleją wciąż i w prawo, pominąwszy pałace, to tam ludzie pokażą. Dwór porządny z ogrodem, co się zowie.
— A jest ten pan w domu? — spytał mecenas.
— Pewno jest... nie wyjeżdża nigdzie.
Podziękowawszy za tę pierwszą wskazówkę, Hartknoch ubierać się zaczął. Kawał dobry drogi było jeszcze od miasteczka do rezydencji, musiał więc, koni nie każąc wyprzęgać, siąść znowu do bryki i jechać szukać pana Gozdowskiego.
Tu woźnica, człek bywały i znający miejscowość, wielką stał się pomocą. Trafił odrazu aleją na drogę, do dworu rządcy prowadzącą, i zajechał śmiało przed ganek. Mieszkanie plenipotenta jak porządny szlachecki dwór wiejski wyglądało, porządniejsze tylko było od wielu starych naszych domów wiejskich. Otaczał je sad, i drzewa, i klomby, a w nich kwitły całą krasą letnią starannie utrzymywane rośliny. W ganku służący w szaraczkowej liberji się znalazł i wskazał w lewo mieszkanie pana Gozdowskiego, który szczęściem był w domu. Salonik, do którego wszedł z sieni pan mecenas, tak był poważnie piękny i smakownie przybrany, jakby majętnemu służył obywatelowi; w każdym razie powziąć z niego było łatwo wielkie wyobrażenie o dostatkach państwa, których pełnomocny rządca tak wytwornie mógł się urządzić.
Prawie równocześnie z mecenasem z drugiego pokoju wyszedł przeciwko niemu mężczyzna niemłody, słuszny, pięknej postawy, wyglądający pańsko, który go dość zimno zdaleka pozdrowił. Był to pan Maurycy Gozdawa Gozdowski, z dawnych lat przyjaciel domu i pełnomocny rządca dóbr i interesów książąt Brańskich. Patrząc na jego jasne a niezachmurzone czoło i pogodny wyraz oblicza, można było sądzić, iż sprawy, których pieczę miał sobie po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/35
Ta strona została skorygowana.