Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/351

Ta strona została skorygowana.

scy. Z podziwieniem zobaczyła Zygmunta, a śmiałek z wyrazem najżywszego zajęcia i uszczęśliwienia zbliżył się do niej.
Znalazł w niej zmianę nadzwyczajną, ostatnie dni powagą jeszcze większą, uroczystą oblokły dziewiczą postać, której nowego dodały wdzięku. Zygmunt uczuł, że tak powszedniego, jak on, człowieka, od tak wybranej, jak ona, istoty dzieliła przestrzeń nieprzebyta. Uczuł się onieśmielonym. Niedola uświęcała ją, niewidoczny wieniec męczeński spoczywał na jej skroniach. Zygmunt nie odważył się posunąć bliżej po pierwszych obojętnych słowach, ale szaleniej rozkochany był, niż wprzódy.
Przez cały prawie dzień patrzył na nią, słuchał jej, zostawiono go z nią i z Antoniną, bo Robert naradzał się z generałem, poił się więc dosyta tą słodką trucizną. Szalone myśli przychodziły mu do głowy: gotów był wydrzeć ojcu krocie, złożyć je u stóp księżniczki i tem pozyskać, jeśli nie jej serce, to wdzięczność, ale to wszystko, nie przechodząc ust, wrzało i kipiało w piersi.
Powoli, powoli, pod wieczór, gdy się ów dzień szczęśliwy miał kończyć, wesoły Zygmunt aż posmutniał, a księżniczka, cała przejęta swoją i rodziny niedolą, nie mogąc o niej mówić przy nieznajomym, była ciągle prawie smutna, milcząca i roztargniona. Dręczyła nieszczęśliwego Garbowskiego jego bezsilność, miljony ojca byłby odkradł staremu skąpcowi, gdyby to było możliwe. Kilka razy chciał przełamać lody, wspominając odważnie o interesach i przyznając się, że dla nich tu przybył, ale nie miał odwagi. Powiedział wkońcu, że wraca nazajutrz do Lublina, że z panem Zenonem widzieć się będzie i odezwał się do panny Antoniny, prosząc ją o polecenia do brata.
— Oprócz Antosi, i ja ślę najpiękniejsze, wdzięcznego serca ukłony panu Zenonowi, — odezwała się księżniczka — powiedz mu to pan, bo niewygasłą zachowam pamięć tych wszystkich, którzy w trudnem położeniu naszem przyjacielską dłoń nam podają.