skiego. Uchodziło to o tyle, o ile ona rolę gospodyni domu odgrywać musiała.
Szambelan przyjął go nader uprzejmie, przypatrywał się ciekawie i, jak był zwykł przy nowych ludziach, zaczął zaraz opowiadanie starych dziejów.
Zygmunt słuchał bardzo przykładnie. Wyzwany parę razy, odezwał się skromnie, ale śmiało. Nie było z kim grać... ofiarował się księciu do bilardu i dał mu wygrać, okazawszy jednak, że gra zręcznie i dobrze. Wszystko to były małe środeczki pozyskania sobie względów i uczynienia dobrego wrażenia.
Skaptował ostatecznie księcia pan Zygmunt, okazując nadzwyczajną biegłość w nauce heraldyki i genealogii, którą nabył, przeczytawszy umyślnie parę książek. Ze zdumieniem przekonał się książę Norbert, że znał związki główniejszych rodów, koligacje, domy panujące i stan ich dworów, urzędników wielkich i t. p. Oprócz tego z mnogich swych podróży miał młodzieniec zajmujące wspomnienia, których stary z przyjemnością słuchał. Zręcznym był też dotyla, że więcej napozór bawił starego, niż księżniczkę.
Wywiązał się z tej pierwszej próby tak zwycięsko, że stanowczo jakoś niezbyt mu przychylna panna Antonina znajdowała go nadto zręcznym.
— Zaczynam się go obawiać, — szepnęła księżniczce — zbyt jest na swój wiek rozumny, chłodny i wyrachowany.
Stella się roześmiała.
— Wolałabyś, żeby się znaleźć nie umiał?
— Tak, prawie.
— A ja nie, — szepnęła Stella, gdy obie w jej różowym pokoiku wieczorem zasiadły. — Spowiadam ci się ze szczerością, do której z tobą nawykłam. Tego, co w książkach nazywają miłością, nie czuję dla niego, nie wiem nawet, czy kiedy serce moje doznaćby mogło tego uczucia. Zestarzałam jakoś za wcześnie. W mojem położeniu pociesza to, że człowiek, który według wszelkiego podobieństwa pójdzie ze mną drogą życia, nie budząc we mnie płomienistej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/382
Ta strona została skorygowana.