nie jego do niej, na wpływ, jaki miała, na swą stałość. Zdawało jej się, że tę kampanję należało zawczasu przynajmniej rozpocząć i przygotować się do niej. Gdy Zygmunt przybył powtórnie, Stella, mówiąc o nim przed ojcem, zaczęła go bardzo chwalić. Ojciec potakiwał. Ośmielona tem, drugiego dnia rzuciła coś o tem, że jego bywanie w Brańsku mogło dać do myślenia, iż miał jakieś zamiary.
— Masz słuszność, — odparł stary, śmiejąc się — mnie to też na myśl przychodziło, il y a anguille sous roche, jestem pewny. Musi się chcieć starać o Antoninę. Dlaczegoż nie? i owszem, będzie to partja bardzo dobrana i wielce stosowna.
Szambelan ani przypuszczał, żeby Garbowski wyżej sięgnąć się ważył.
Zmiarkowawszy to, Stella zamilkła.
— Jeżeliby to przychodziło do skutku, bo nie rozumiem, dlaczegoby znów tak porządnego i miłego człowieka Antosia miała odrzucać, będziemy mieli trochę na te ciężkie czasu kłopotu, bo Antoninie i wyprawę musimy dać, i jakiś pieniężny podarek. Nigdy żadna panna z naszego domu nie wyszła, nie będąc przez nas wyposażoną.
Stella milczała, nie śmiała nawet podać już myśli tej, z którą przyszła, trzeba było rzeczy biegowi właściwemu zostawić. Zygmunt też nie nalegał, a roczna po ojcu żałoba sama z siebie na ten czas o małżeństwie myśleć nie dozwalała. Panna Antonina, zawsze przeciwna związkowi, znajdowała, że to było bardzo, nadzwyczaj szczęśliwe.
Zabawiwszy dni parę, pod pozorem pilnych teraz spraw majątkowych, Zygmunt wyjechał. Na wyjezdnem Stella podała mu rękę, pokazując pierścionek.
— Wracaj pan, — rzekła — wracaj; zabaw dłużej, ale nie odwykajmy od siebie, nie zapomnijmy o sobie. Cięży mi na sercu dług mój, chciałabym go sercem wypłacić, uczyń to pan możebnem. My się za mało znamy, my mamy tyle do mówienia ze sobą i tyle do przezwyciężenia trudności!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/395
Ta strona została skorygowana.