Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/401

Ta strona została skorygowana.

chwalił się jakoś z otrzymanego pozwolenia na polowanie w lasach spornych.
Proces tymczasem, z obu stron już teraz pilnie prowadzony szedł coraz dalej, wyżej i stawał się coraz groźniejszym. Gozdowski tylko, pocieszając się, utrzymywał, że go jeszcze lat pięćdziesiąt prowadzić będzie można.
Z wielką pociechą szambelana, gdy wszystkie paki zostały znowu wypróżnione i dawne domu zabytki stanęły na miejscach, które niegdyś zajmowały, pan generał przyszedł go zawiadomić, że stropy zostały ponaprawiane, tak że najmniejszego nie zostało znaku rysów na nich i w murach, że zatem dawny życia porządek znowu rozpocząć będzie można.
Ucieszyło to niezmiernie księcia Norberta, który czule generała uścisnął.
— Ty tu jesteś moim prawdziwym duchem opiekuńczym, podporą i chlubą rodziny, jej sławą! Dzięki Bogu, nie mieliśmy w niej wyrodków, nie doznaliśmy też mezaljansów; poczciwa krew bez żadnej obcej mieszaniny płynie w żyłach naszych. Możemy spokojni zejść ze świata, poczciwy Robert wstydu nami imieniowi nie zrobi! O Stellę się tylko troszczę... bo gdzie to taką perłę, godną królewskiego diademu, umieścić? Proszę ciebie, — zniżając głos, ciągnął dalej szambelan — między nami mówiąc, choć niktby się tego nie domyślił, bo to wygląda jak dziecię, jak kwiatek... Stella ma dwudziesy ósmy rok, dwudziesty ósmy! Nieraz spoglądam wkoło, żeby jej stosowną partję upatrzyć, i nie widzę nic. Szkoda takiego ślicznego dziewczęcia, takiej cudnej niewiasty! Cóż ty na to, generale?
— Mój Boże! — zawołał książę Hugon. — Małżeństwa piszą się w niebie, a jeśli je człowiek tworzy, rzadko wypadają szczęśliwie. Nie lękaj się, bracie. Znajdzie się ktoś jej godny, tylko, zdaniem mojem, zbyt znowu wysoko patrzyć, zbyt wiele wymagać nie trzeba, a wybór jej samej zostawić.
— Cóż Robert pisze? — spytał stary.