wspaniałą, galerjami, posągami i wazonami na szczytach, patrząc na zieloną łąkę, rozściełającą się u stóp jego, a dalej na ogromny i piękny staw, poza którym ciągnął się jeszcze park później założony, z wcielonym do niego lasem. Kilka posągów, zepsuta fontanna, ławy i stoły kamienne przyozdabiały ogród rzeczywiście wspaniały, ale już nie tak utrzymany, jakby jego piękność wymagała. Trzymał się on tem, że ścieżki, wydeptywane przez wiek cały, niebardzo zarastały, a suche gałęzie drzew, opadające na trawniki zdziczałe, wybierano na kuchnię. Wszystko, co ładu wymagało, opuszczone było i jakby zapomniane. Wszakże bliżej pałacu rosły jeszcze świeżo znać posiane piękne kwiaty, ganek ostawiony był ogromnemi drzewy pomarańczowemi, laurowemi i granatami. Czoło pałacu z kilkudziesięciu oknami od tej strony oznajmowało gmach bardzo obszerny, już nieco zabrukany i z tynków odarty, ale cały zamieszkany. Pomimo że na dworze jeszcze było dosyć jasno, w oknach, pierwszego piętra szczególniej, gorzały już światła rzęsiste. Około pałacu kręciło się mnóstwo służby niezbyt potrzebnej, bez której u nas żaden dwór większy obejść się nie umiał. Gozdowski, oprowadzając gościa i umiejętnie pokazując mu piękności rezydencji, badał wrażenie, jakie ona czyniła na nim, i starał się je zwiększyć swem opowiadaniem o książęcym dworze.
— Wszystko to, jak pan dobrodziej widzisz, — mówił — choć jeszcze wspaniale wygląda i na pańską stopę jest utrzymywane, niczem jest przy tem, co książęta mieli dawniej i czem dawniej byli. W tym majątku dopiero od stu lat mieszkają, straciwszy przez nieszczęśliwy skład okoliczności prywatnych i publicznych ogromną fortunę. Są to tylko resztki — dodał — ale, wedle przysłowia, pańskie ostatki lepsze niż szlacheckie dostatki. W Bogu nadzieja, że się z chwilowych trudności podźwigniemy, bo, i to dobre przysłowie, że więcej ma Pan Bóg, niż rozdał. Ażebym pana dobrodziejowi, — mówił ciągle dalej —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/41
Ta strona została skorygowana.