Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/420

Ta strona została skorygowana.

ło. To, co jest teraz, musiało się przygotowywać zdawna.
Trzeba było myśleć, jak szambelanowi wytłumaczyć chorobę, powrót Roberta, i zapobiec, aby nie zapragnął sam przyjść do brata. Widzenie się ze Stellą było nieuchronne; i dla tej wszakże nagła wiadomość o nieszczęściach mogła być groźną.
Zenon poszedł po siostrę. Rano było jeszcze, panna Antonina, ledwie mając czas się ubrać, przelękła, przyszła z bratem na górę do pokojów generała. Na widok Roberta bladego, wycieńczonego, drżącego, rozpłakała się, odgadła wiele.
— Pomóż mi, pani, — rzekł — nie chcę przed nią nic ukrywać. Jesteśmy na ten raz zrujnowani ostatecznie, zgubieni, proces przegrany, od Brańska odetną to, co jego wartość stanowiło. O mojem nieszczęsnem ożenieniu mowy niema; zostaliśmy na łasce Garbowskiego. Przybyłem tu obarczony nieszczęściem, które wiozłem, i wpadłem w chwili, gdy generał apopleksją tknięty został. Od tej pory nie odzyskał przytomności, zdaje się obłąkanym.
Antonina w milczeniu załamała ręce.
— Chcę i potrzebuję się widzieć ze Stellą, — dodał — ułatw to, pani, przez przyjaźń dla nas, przygotuj ją, niech mi pomoże, ojciec nic wiedzieć nie powinien. Biedna Stella!
— Tak, biedna Stella, wszyscyśmy biedni, — szepnęła Antonina — ale mości książę, Stella ma ducha męskiego. Stella potrafi spełnić najcięższą ofiarę i usty się uśmiechać wśród męczeństwa. Nie lękaj się pan o nią. To anioł, to więcej niż anioł, to bohaterka!
Porwała rękę Roberta z zapałem i łzami w oczach.
— Mój książę, bądź spokojny! W takich domowych nieszczęściach, wśród czterech ścian, my kobiety was prowadzić powinniśmy i męstwa dodawać, pocieszać a krzepić.
Wybiegła szybko po Stellę.
Tymczasem dzień był wielki, obawiać się należało, żeby stary książę Norbert nie dowiedział się od którego ze sług o przybyciu syna, chorobie generała, we-