oblicza ojcowskiego i ta szczęśliwa jego ślepota, co się niczego nie domyślała.
Tak dzień cały upłynął na doglądaniu dwóch starców, a rodzeństwo z sobą dłużej się nawet rozmówić nie mogło. W stanie zdrowia generała nie zaszła prawie żadna zmiana, był ciągle senny, a gdy się przebudzał, mówił od rzeczy. Podano mu jedzenie, zaczął jeść łapczywie, chciwie, nieprzytomnie także i zaraz po zjedzeniu zasnął znowu.
Doktór Cieciorka przypatrywał się temu z widocznym smutkiem. Żadnych środków lekarskich nie można było przedsiębrać, oprócz lekkich derywatywów, któreby odciągnęły nacisk na mózg, ale te widocznie jakoś nie poskutkowały.
We dworze ruch był niezmierny i popłoch. Szambelan go nie widział, parę razy spytał o brata, zalecił rumianek, przywołał do siebie księdza Serafina na rozmowę, uspokajał Stellę i spędził czas do wieczora, bez żadnej zmiany w zwykłym porządku zajęć swoich.
Robert, zmęczony wrażeniami, podróżą, bezsennością, wieczorem zszedł do swego pokoju. Zastał w nim już oczekującą nań Stellę, która chodziła zamyślona.
— Przyszłam tu, — rzekła powoli — aby ci dodać męstwa. Jestem pewna Garbowskiego, że się szlachetnie obejdzie z nami, że poszanuje niedolę. Chciałam, myślałam, marzyłam, że ofiarą swojej ręki spłacę dług... ale, mój drogi Robercie, ta ręka dziś nie ma szacunku, byłaby ciężarem, nie darem. Garbowski jej nie chce... pisał wczoraj do mnie. Może czuł, żem go kochać nie mogła, chociaż go szanuję, choć się zmuszałam, aby być dla niego dobrą, łagodną, uprzejmą. Lecz serce czuje, gdy drugie mu nie odpowiada biciem równem. Zostaję wolną. Oddamy mu wszystko... ale szlachetny Zygmunt nie wypędzi nas ze starym ojcem, z biednym stryjem. Bądź spokojny. Ja zostanę, z tobą i ojcem i dożyjemy, co nam Bóg wyznaczył. Umieliśmy być szczęśliwi, potrafimy i cierpieć, Robercie.
Na te słowa wszedł Gozdowski. Domyślając się interesów, Stella znikła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/423
Ta strona została skorygowana.