Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/435

Ta strona została skorygowana.

i tego nie rozumie wasza książęca mość, żeście bankruci?!
— Nigdy żaden Brański nie zbankrutował! — zawołał książę szambelan, rumieniąc się cały.
— Doprawdy? a dlaczegóż?
— Dlatego, że każdy oddał do koszuli, jeśli komu był winien.
— Ale wy dziś, i koszulę oddawszy, zostaniecie dłużni! — podchwycił Zembrzyński. — I to, co masz na sobie, nie jest już twoje. Winniście Garbowskiemu więcej, niż warto to, co wam pozostało. Ja wam odbiorę pół Brańska, które wygrałem... i pójdziecie z torbami...
Książę ponuro w ziemię spojrzał... zdawało się, że dreszcz jakiś przebiegł po nim; siadł i powlókł ręką drżącą po czole.
— Mów powoli, — rzekł cicho — mów powoli. I to asindziej tego cudu dokazałeś? przez zemstę?
— Tak! ja, ja! — roześmiał się zwycięsko Zembrzyński. — Nie macie nic... ja wam zabieram wygrane ziemie, a reszta na spłatę długów nie starczy.
Starzec popatrzył nań długo; w tem wejrzeniu przeszły zkolei uczucia różne, milczał, wreszcie się odezwał:
— I jesteś asindziej szczęśliwy teraz? zadowolony? spokojny?
Zembrzyński zabełkotał coś... spodziewał się wybuchu... znajdował niewzruszone męstwo jakieś, które, po ochłonięciu z pierwszego wrażenia, wracało.
— Będę szczęśliwy, — odpowiedział — gdy was zobaczę upokorzonych, odartych, żebrzących, na barłogu.
— Mój panie Zembrzyński, szkoda, że to nie może być, — odezwał się szambelan zwolna — majątek możecie sobie zabrać. Większe od nas rody zubożały nieraz, a nie były ubóstwem upokorzone... bo my potrafimy nasze ubóstwo lepiej nosić, niż ty swoje bogactwo. Żebrać nie będziemy... Jam stary, umrę prędko; dzieci pójdą pracować. Moje resztki i gałgany wyniosą tyle, ile twoja fortuna. Zatem, mospanie Zem-