ogólnikowej odpowiedzi, spojrzała z uwagą na mecenasa, a oko jej zaczęło go baczniej wybadywać. Widać było, iż z kilku tych słów lepszego o nim nabrała wyobrażenia, ale rozmowa, tak niefortunnie poczęta, przerwała się i oczy ją tylko przeciągnęły dłużej nieco. Gozdowski znów podjął się gościa zabawiać, szambelan wreszcie długie opowiadanie swe cichem jakiemś zwierzeniem do ucha księdzu sufraganowi dokończył i zwrócił oblicze pogodne ku dworowi i gościom. Wszyscy umilkli, domyślano się, iż stary będzie kogoś interpelował.
Począł od księdza Serafina.
— Dziękuję ojcu za szczupaka, — rzekł — co szczuka to szczuka, niełatwo o takiego teraz... dawniej, pamiętam, trafiały się olbrzymie, dziś to wszystko zmarniało...
Bernardyn się rozśmiał.
— Niema za co, — zawołał — de tuis donis tibi offerrimus; toż to z książęcych wód tak mi się go w porę pochwycić udało... ale że nieszpetny był, to prawda, i o mało mi niewodu nie rozerwał... Ledwieśmy go na brzeg wydobyli.
— Osobliwość rzeczywiście na teraźniejsze czasy, — dodał książę szambelan — dziś ani porządnego szczupaka, ani kozła rogacza nie napotkasz w lesie. Nieprawdaż, panie Wincentowicz? — rzekł, zwracając się do wąsacza. — Dawniej u nas jelenie bywały, budowano dwory i kościoły modrzewiowe, łosie chodziły stadami, a dziś... a dziś wszystko drobnieje, marnieje, schodzi i ginie.
Nikt nic nie odpowiedział, tylko generał, pokręcając wąsa, zaśpiewał cienkim jakimś głosem, osobliwie odbijającem od jego marsowej postawy:
— Niech sobie, co chcą, gadają, ma foi, świat materjalnie i moralnie w upadku, to nie potrzebuje dowodzenia. Ludzie mówią o postępie, gdzie postęp? jaki? co? Odkopujemy mamuty i słonie, tam, gdzie teraz o cielaka trudno, ludzie drobnieją i, z pozwoleniem, parszywieją (wyraz ten powiedział pocichu),
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/51
Ta strona została skorygowana.