mi się, że widzę załogę okrętu, którą morze lada chwila pochłonie, biesiadującą spokojnie w przeddzień zatonięcia.
Mecenas nic nie odpowiedział; milczenie to było znaczące.
— Dla wszystkich — mówił pan Zenon — niebezpieczeństwo to jest jawne, oprócz dla nich i dla tych, co w ich koło zaczarowane zostali wciągnięci. Jako prawnik miałem kilkakrotnie sposobność dotykania się ich interesów, z któremi interesa mojego ojca są ściśle związane — to ludzie zgubieni! Wystawże sobie pan ten dwór, tych panów z ich nawyknieniami, z ich niepraktycznością i nieumiejętnością życia... nagle pozbawionych majątku, dostatku, dachu, domu, zmuszonych — ale nie... myśleć o tem nie chcę! — dodał pan Zenon.
— Nie sądzę, — przerwał mecenas — ażeby ta ruina była tak bardzo bliska.
— Mnie się ona zdaje groźną, jutrzejszą, — zawołał Żurba — radbym ją kosztem krwi mej i życia odwrócić, bo to są najczcigodniejsi ludzie w świecie. Ze wszystkiemi swemi pojęciami nie naszego wieku, z tradycją, której wątek został przecięty, żyją oni tem, co przeszłość może po sobie zostawiła najszlachetniejszego. Szambelan jest prawdziwym patrjarchą; kawaler maltański prawdziwym rycerzem, gotowym jutro iść na oswobodzenie Jerozolimy, byle znalazł dwóch jeszcze podobnych sobie; ksiądz sufragan jest kapłanem wedle ewangelji, a dla rodziny opiekunem najczulszym; książę Robert najszlachetniejsza dusza... księżniczka Stella... anioł. Cóż pan chcesz? Nawet panna Marcjanna — to siostra miłosierdzia, napół święta uczynkami za życia... Pomimo to szambelan waha się przyjść do stołu, gdy wie, że przy nim zasiąść musi z mieszczańczukiem lub plebejuszem, książę Robert wierzy w posłannictwo rodów, a wszyscy razem pewni są, że świat się wykoleił i że jeśli do patrjarchalnego żywota nie wróci, to antychryst przyjdzie, jak prorokował ksiądz Serafin.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/57
Ta strona została skorygowana.