Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

Oprócz tego najmocniej są przekonani, — mówił dalej Zenon — że wybawienie ich z interesów, od ruiny, przyjdzie cudem łaski Bożej... odprawiają na ten cel nabożeństwa, ale siedzą z założonemi rękami i nie czynią nic, coby ich własną siłą poratować mogło. Wierzą w to, że dla wybranych, jak oni, dzieją się w istocie cuda... Pannie Marcjannie śnią się skarby zakopane, księżniczka Stella marzy o tem, że Robert mógłby zaślubić choćby córkę królowej angielskiej, która ma ich kilka... ksiądz sufragan modli się, płacze i ostatni grosz oddaje... Tymczasem życie się nie zmienia, wydatki nie zmniejszają, długi rosną; jedna kropla jeszcze, a z naczynia płyn się poleje.
Załamał ręce.
— Zapomniałem panu powiedzieć, — rzekł wzruszony — iż siostra księcia szambelana jest ksienią brygidek i modlitwy jej uważane są przez rodzinę za rodzaj specyfiku, który w ostateczności niebo rozłamie i złotą mannę sprowadzi. Cóż tu z tymi świętymi począć? — mówił, zniżając głos, Zenon. — Odjąć im ich złudzenia, któremi żyją szczęśliwi? Niepodobna... one płyną z krwią w ich żyłach. Pomimo nich ratować?... któż potrafi? Trzeba patrzyć na to z sercem skrwawionem, gdy się ich szanuje i kocha... ratunku niema.
Mecenas słuchał z uwagą wielką, odpowiedzieć mu wszakże było trudno.
— Wierzącym dzieją się cuda — zawołał z półuśmiechem. — Juściż bogate ożenienie księcia Roberta nie byłoby niepodobieństwem.
— Zapewne — odparł Zenon — ale należałoby choć pofatygować się i szukać tej żony obiecanej... bo ona sama do Brańska nie przyjedzie. Książę Robert odkłada, marzy, zapatruje się jak chrześcijanin-fatalista na wszystko, wierzy niewzruszenie w Opatrzność Bożą i siedzi sobie spokojnie nad książkami, niewiele myśląc o jutrze.
— A pan Gozdowski? — spytał mecenas.
Zenon począł się śmiać serdecznie.