a z tego, co wiem i widzę, łacno mogę przepowiedzieć katastrofę, o której mówię. Słuchając, rachuj. Wszystkie majętności książąt ile mogą być warte? Ceń drogo, pozwalam.
Gozdowski się zamyślił chmurno.
— Trzy miljony — rzekł.
— Przypuszczam i to... rachujmy — odezwał się Zenon. — Sumy, zaciągniętej w Towarzystwie, jest przeszło miljon... Są zaległe procenta. Liczyłżeś kiedy długi prywatne? rachowałeś legata i kapitały kościołów, fundacyj i t. p. Ja wiem, że wszystko to razem wzięte, jeśli już nie przewyższa wartości dóbr, to przynajmniej jej dorównywa... Książęta żyją tak zawsze, jakgdyby owe miljony mieli czyste; z każdym rokiem ciężary rosną. Jak z tego wybrnąć? jak? Jeden pozew, jedna suma, której opłacić czem nie będzie, a wszystko runie.
Gozdowski pochwycił się za głowę.
— To nie jest przesadzone, to rzeczywistość ściśle wzięta, nieprzeparta, konieczna. Z roku na rok przeciąga się ruina, ale jest nieuchronna.
Plenipotent milczał.
— Gdyby tak było, — wybąknął nareszcie z ciężkością — gdyby tak było, na co się nie zgadzam, to cóżbyśmy, wedle pana, począć mieli? co?... Zatem niema ratunku?
— Poczynajcie, co chcecie, ale róbcie cokolwiek bądź! — krzyknął Zenon.
— Tak źle nie jest, — odezwał się po namyśle plenipotent — grubo przesadzasz, panie Zenonie. Najprzód znaczniejsza część naszych długów nie jest wymagalna... nie potrzebujemy płacić kapitału, tylko procenty.
— Których nie płacicie wcale, — wtrącił Zenon — a dalej?
— Dalej przecie... przecie książę Robert się ożeni, — triumfująco dodał Gozdowski — przecie weźmie miljon lub półtora i dobra oczyści, toć jasne, jak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/65
Ta strona została skorygowana.