rzadsze. Kawaler maltański urządził sobie na pierwszem piętrze wygodną siedzibę i nie pragnął niczego więcej nad to, by w niej mógł dożyć dni swoich. Zapalony niegdyś myśliwiec, teraz łowy coraz bardziej na jutro odkładał... zawsze mu coś do nich przeszkadzało.
Gdy przed laty kilkunastu przybył, by stale osiedlić się przy bracie, książę generał nie miał najmniejszego wyobrażenia o stanie majątkowym rodziny. Pensja dochodziła go niezawsze bardzo regularnie, lecz koniec końcem coś tam kapnęło i niby prowadzono rachunki zaległości. List szambelana często zastępował pieniądze czułościami i tak się to wlokło. Generał przyjechał ze złudzeniem, iż znajdzie tu dawną domu świetność jeszcze zwiększoną, w pierwszych chwilach nawet nic nad to nie widział, co chciał zobaczyć; z latami dopiero zaczęły mu się zwolna otwierać oczy. Rzeczywistość groźna zaglądała w nie bezlitośnie. Generał bronił się jej, okłamywał się sam, budował zamki na lodzie, nie mógł przypuścić nawet, by rodzina taka, jak ich, na upadek, a choćby na zubożenie, narażona być miała — resztki złudzeń przylgły do jego źrenic, lecz prawda dobywała się też do nich. Nie będąc nadzwyczajnie domyślnym, książę generał miał zdrowy rozsądek. Zaczynał się więc lękać codzień mocniej o przyszłość. Kochał bardzo księcia Roberta, lecz bądź co bądź jemu przypisał głównie zachwianie się interesów. Odgadywał go daleko lepiej, niż cała reszta rodziny.
— Czemu się u kaduka, ma foi, nie żeni? — mawiał do siebie. — Czas przecie, żeby tam te niezdrowe amory z niego wywietrzały. Któż na to nie chorował i kto choć raz w życiu nie umierał i nie szalał z miłości? Cela se conçoit. Lecz dla zgniłych wspomnień jakiejś tam jejmości całe życie chodzić w żałobie — to niema sensu, zwłaszcza gdy się na ramionach ma całej rodziny nadzieje i przyszłość.
Generał próbował synowca, lecz ile razy dotknął go, marmurowy chłód i kamienny upór zmuszał go
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/76
Ta strona została skorygowana.