ażeby hrabiance ta stęchlizna nie szkodziła na piersi, dłuższy zaś pobyt...
— Co za szkoda! — westchnął hrabia. — Ci Brańscy, książęta, to taka godna i miła rodzina, takbym pragnął z nimi odnowić znajomość! Biskup mnie przyjął jak brata.
To mówiąc, ojciec przysunął się do Alfonsyny i tak, by miss Burglife nie słyszała, rzucił jej pocichu:
— Książę Robert, który dawniej służył w wojsku, jest jednym z najpiękniejszych młodzieńców, za którym szaleje większe towarzystwo, a nieżonaty, nieżonaty!
To mówiąc, chrząknął głośno. Alfonsyna spojrzała na ojca groźno. Hrabia, onieśmielony, odstąpił i poszedł do okna. Litując się nad niestosownością postępowania ojcowskiego, miss Burglife ruszyła ramionami. Podano herbatę.
Gdy się to działo w gospodzie, a ksiądz sufragan z niespokojnem razem i wdzięcznem Bogu sercem szedł odprawiać uroczyste w kolegjacie nieszpory, zwykły kontyngens pobożnych, który zawsze na wielkie święta zwykł przyjeżdżać z Brańska, zjawił się nareszcie. Koczyk czterokonny wiózł księcia generała, a bryka, idąca za nim, pana Wincentowicza, Burskiego (z legją honorową) i księdza Serafina. Było też we zwyczaju, iż z Brańska pożyczano na te dnie księdzu sufraganowi wszystkiego, czego mu brakło: srebra stołowego, bielizny, szkła, przywożono rybę, drób, masło i inne potrzeby kuchenne. I tym razem nic nie chybiło; bryka była pełna, a jechał na niej kredencerz Jacek. Księżniczka Stella przysłała prócz tego galarety, konfitury i soki. O jutrzejszy więc obiad, który kucharz z Brańska także miał gotować, mógł ksiądz sufragan być spokojny. W progu domu wychodzącego przywitał generał pocałowaniem ręki.
— Jak się masz? Nie mam czasu, bo na nieszpory
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/95
Ta strona została skorygowana.