Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/102

Ta strona została uwierzytelniona.

łą czynność. Łatwo się z tego było domyśleć, że szło głównie o to, aby się barbarzyńsko pastwić nad ludem i przerazić stolicę dziką rzezią. Nikt w mieście nie spodziewał się takiej napaści, bezkarnie przypuszczane manifestacje zdawałyby się zaręczać, że rząd do ostatecznych nie rzuci się środków. Takie było nawet przekonanie samych wojskowych, którzy sądzili, że się wszystko skończy na samym postrachu przez wystąpienie siły zbrojnej. Wiemy to, że nawet margrabia Wielopolski, zaszczycony zupełnym zaufaniem księcia Gorczakowa, spokojnie siedział w namiestnikowskim pałacu, gdy na zburzony lud pierwszy raz strzelano. Na odgłos tych strzałów siadł do powozu i poleciał do zamku, a doktór... towarzyszył mu na koźle, aby go sobą od mściwej napaści ulicy zasłonić. Jest rzeczą pewną, że margrabia Wielopolski na ten raz do rozlewu krwi się nie przyczynił swą radą, ale związany z rządem, chciwy władzy, nazajutrz wziął na siebie część odpowiedzialności za ten fakt okrutny i sam podyktował owe pamiętne słowa, których zręczna redakcja nie potrafiła osłonić ohydy. Cały system Wielopolskiego, albo raczej zwierzchnia jego sukienka maluje się w tych wyrazach:..w krwawym starciu ocalony porządek społeczny i t. d.”
Naumów gimnastycznym krokiem razem z żołnierzami nadbiegł na róg Senatorskiej ulicy. Była to chwila, w której na odgłos zburzonego tłumu i tentent zewsząd nadbiegającego wojska, Kapucyni z krzyżem i pieśnią wyszli na plac, sądząc, że to godło zbawienia, ten śpiew religijny powstrzyma bezdusznych siepaczy.