Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/106

Ta strona została uwierzytelniona.

ciągnąć w bok czas miano, wpadli na tłum żołnierze z bagnetami. Kuba nieporuszony czekał na nich, oczy podniósł do góry, chciał zaśpiewać, ale ból odjął mu siłę. W tej chwili po nad głową jego zjawił się olbrzymiej postaci żołnierz i błyszczący bagnet. Mimo rozbestwienia, moskiewski sołdat ujrzawszy tego młodzieńca, słaniającego się, którego twarz anielskim jaśniała wyrazem, poczuł się wzruszonym, karabin wypadł mu z rąk. Kuba się schylił, podniósł go z wysiłkiem i podał żołnierzowi, który stał jak osłupiały chwilę i z dziwnym jakimś, jakby rozpaczy szałem, śmiertelnie w pierś go ugodził. Kuba padł, głowa jego z długimi puklami jasnych włosów tarzała się już po bruku, a z ust płynęła strumieniami krew. Usiłując ocalić kobiety, Naumów, który stracił przytomność, podniósł głowę do góry i zawołał do wychylonej z okna jenerałówny.
— Natalio Aleksiejewno! na miłość Bożą ratujcie moje siostry! oto mi już zabito brata!
Jenerałówna patrzała w dół i poznała go wśród mroku, ale dziwnym uśmiechem skrzywiły się jej wdzięczne usteczka.
— Gińcie wszyscy! przemierzłe Polaki! krzyknęła, pokazując mu pierś: i ty zdrajco z nimi!
Naumów, niedosłyszawszy końca tego wykrzyku, oberwał sobie szlify i cisnął je w oczy Moskiewce. Zamieszanie było tak wielkie, że cała ta scena przeszła niepostrzeżoną. Tłum pod naciskiem wojsk cofający się w Podwale, uniósł z sobą Naumowa i resztę jego rodziny. Za ciałem Kuby chciała biec matka, ale ją wstrzymano, sam ścisk, który jej się wyrwać nie dał, ocalił nieszczęśliwą.