Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.

— Poznaliście mnie, Natalio Aleksiejewno? Widzę, że szukacie policjanta, aby mnie kazać za kołnierz pochwycić. Tegom się ja spodziewał po was, ale posłuchajcie, krzykiem i wrzawą nie dowołacie się nikogo ja zaś, daję wam słowo, że jeśli otworzycie usta broniąc nie swego życia ale tej sprawy, której się poświęciłem strzelę do was i zabiję.
To mówiąc, odsłonił surdut i pokazał szybko rękojeść rewolwera.
Natalii zadrżały tylko usta, po chwilce chytry uśmiech przebiegł po białych jej wargach.
— Światosławie Aleksandrowiczu, to prawda, brzydzę się wami jak zdrajcą, ale któż wam powiedział, że mogłabym chcieć zmazać się krwią waszą?
— Oczy twoje, Natalio Aleksiejewno, rzekł Naumów, zdradziły cię one!
Jenerałówna potrząsnęła głową. Stanisław mówił dalej:
— Rozumiecie, że tu idzie o życie moje, nie dam się wziąć, niepomszczony. Możecie później powiedzieć o mnie papie, kazać mnie szukać po całej Warszawie, tego się już nie lękam, ale jeżeli tu narobicie hałasu, choćbym może zlitował się nad wami, jest nas tu więcej, dodał z naciskiem, jest nas tu więcej.
Jenerałówna była widocznie przestraszona, rzucała oczyma w około, milczała, nawet ciekawy widok oczekiwanych ekwipażów wielkiego księcia umundurowanych urzędników dworu nie potrafił odwrócić jej uwagi. Naumów, ochłonąwszy, przyglądał się jej z ciekawością, z jaką człowiek dojrzały patrzy na cacko, którym się bawił w dzieciństwie.
— Jak wam nie wstyd, odezwała się po