Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/134

Ta strona została uwierzytelniona.

ły codzienne. Pijani sołdaci nieraz się wygadali z rozkazami, które odebrali bardzo jasno i wyraźnie. Ci tylko ze starszyzny, co szli do rabunku i pastwili się, przy jakiejś władzy zostali, najmniejsza folga uczyniona Polakom robiła ich podejrzanymi.
Naumów wraz z innymi swymi towarzyszami dostrzegli łatwo i wcześnie, co się święciło, zapobiegając temu drukowano i rozrzucano po trosze różne przemowy i odezwy do wojska, ale zaraz w początkach sołdaci je poodnosili starszym. Dostawali za to po rublu i wyzwalali się od władzy oficerów.
Czynność więc komitetu oficerów Polaków i Moskali lepiej usposobionych zaraz w początkach sparaliżowaną została, ograniczona w bardzo szczupłych zakresach i z niezmierną ostrożnością prowadzoną być musiała. Naumów, który palony był gorączką pracy, musiał inną przedsiębrać.
Człowiek ten w przeciągu czasu stosunkowo krótkim zmienił się do niepoznania. Zostały w nim pojęcia niektóre wyniesione z dawnego życia, ale cel jego się zmienił.
Dawniej marzenia jego kręciły się w szczupłym kółku możliwych następstw służby niezbyt gorliwej i płynącej korytem formularnego spisku, roił sobie pułkownikowskie szlify, na starość może, jakąś Natalię Aleksiejewnę obok siebie w koczu, pułk do komenderowania i na lato najętą daczę.
Teraz, teraz, gdy nań tchnął duch polski, widział przed sobą śmierć, męczeństwo, ale imię głośne, ale pamięć chwalebną, mogiłę, w niepoświęconym polu gdzieś... i łzę tajemną, co ją pokropić miała.