Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/154

Ta strona została uwierzytelniona.

to wymagało i większych niż wy polityków i daleko zepsutych ludzi. Wyście plemię szlachetne, co odkrywacie pierś bezbronną, myśląc, że ten dziki wróg padnie na kolana przed heroizmem waszym. Nie! on w tę pierś uderzy, naigrywając się szydersko, bo się nie zawstydzi niczego, bo jest jeszcze i długo będzie bydlęciem.
To mówiąc Kniphusen, wyjął nowe cygaro i rzekł ciszej do Naumowa.
— Porzuć i ty tę daremną ofiarę, uciekaj za granicę, bo jeśli cię złapią, nikt cię, tak jak ty mnie nie uwolni. Gdybyś potrzebował pieniędzy, miałbym się z tobą czym podzielić, bo twoi żołnierze tacy głupi, że mi ani zajrzeli do kieszeni.
— Dziękuję ci — rzekł Naumów — nic mi nie trzeba, a walczyć będę dopóki tylko walka będzie możliwą, potem — co Bóg da!


∗             ∗

Naumów powracał z baronem ku obozowi, aby go stamtąd odprawić — gdy dwóch żołnierzy zaszło mu drogę, prowadząc z sobą na postronku obdartego i związanego oficerzynę. Ten drugi jeniec minę miał niepoczesną, mały był choć barczysty, z nogami krzywymi, szyją krótką, głową porosłą twardą szczeciną, małymi oczkami, głęboko pod czołem osadzonymi, szerokim nosem rozpłaszczonym i wydatnymi wargami, które miały wyraz jakiejś bezsilnej złości bydlęcej. Fizjonomia była odstręczająca, a z oczów patrzała okrutna nienawiść, której wybuch położenie tylko wstrzymało.
— A z tymże, panie pułkowniku, co zro-