Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł Bocian. Nie daj Boże, abyście się wy w jego ręce popadli, bo on wam pewnie nie daruje.
Naumów, widząc rozdrażnienie wielkie i bojąc się, aby go mocniej naglono, szepnął do Kniphusena.
— Zabierajże go i ruszajcie.
— Nie wiele myśląc baron trącił Nikitina, podał rękę pułkownikowi i wziąwszy przygotowaną kartę, śpiesznie się wybierać począł. Nikitin, ledwie kiwnąwszy głową swojemu wybawcy, pośpieszył za baronem. Z sąsiedniej wsi wzięta była furka dla przywiezienia zdobytych karabinów i tornistrów, na tę siadł baron z towarzyszem, a Nikitin dawszy w kark powożącemu kazał mu co najprędzej śpieszyć, aby się z obozu wydostać.
Milczeli z początku oba, ale gdy się w polu znaleźli, Nikitin pierwszy odezwał się ponuro.
— A! Sobacze wiary! niechno się mnie który z nich w ręce popadnie! nie będę ja tak głupi, żebym którego wolno puścił! Przypłacą mi oni za ten strach, com się go nabrał póki mnie ten bohater Naumów nie uwolnił... O! żebym ja go schwytał, wisiałby on mi... i tak szubienica go nie minie!
Kniphusen się uśmiechnął.
— Dobry z ciebie towarzysz! rzekł.
— U mnie nie ma towarzysza, ani brata, przerwał Nikitin, kto z tymi przeklętymi Lachami trzyma. Naród wszystek wymordować, kobiety w Sybir zagnać, kościoły popalić, miasta poburzyć, lasy powycinać, a dopiero tu naszego brata ruskiego przysłać, niech on tę ziemię bierze i gospodaruje, to będzie spo-