Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/159

Ta strona została uwierzytelniona.

wiejskim życiu, tak od miastowego różnym wszystko dla nich pełne było podziwu i tajemnic, zachwycały się naturą, znaną im więcej z książek, niż w rzeczywistości, podziwiały wieśniaka, którego dotąd widywały tylko na targach i w powieściach Gregorowicza. Prawdziwe lasy, szerokie pola, krajobrazy nieumyte, niewygracowane, wydawały im się olbrzymimi i dzikimi, a gdy przyszło obeznać się z jednej strony z obfitością wiejskiego życia, z drugiej z jego prostotą, musiały odbyć nowicjat, który dla wesołych dziewcząt był nieustanną zabawką.
Wioseczka pani Feliksowej Bylskiej była maleńką, ale jedną z najszczęśliwiej położonych w okolicy. W gruntach niezłych, piaszczystych, nad spławną rzeką, z pięknym laskiem i starożytnym szlacheckim dworkiem, otoczonym lipami, z którego widok sięgał daleko na zielone łąki, pola i lasy. Nie było blisko miasteczka, ale wiosek do koła i osad, co nie miara. Dwór panował okolicy, a że niegdyś musiał być większych posiadłości ogniskiem, należał doń kościołek parafialny i plebania, stały one w drugim końcu wioseczki, malowniczo jodłami i brzozami otoczone.
Pan Feliks Bylski równie nowy wiejskiemu życiu jak tego rodzina, a mało co dawniej osiadły na wsi, z niezmierną gorącością brał się do gospodarstwa, z którego sobie złote góry obiecywał. Jego żona, maleńka, żwawa kobiecina, śmiejąca się nieustannie, jakby ciągle chciała białe ząbki pokazywać, kręciła się razem z nim koło domu, ale wielka jej praca więcej wyglądała na zabawkę niż na trud gospodarski.