Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/162

Ta strona została uwierzytelniona.

to milczący powoli na plebanię powracał. Domagano się od niego sądu o wypadkach i wróżb przyszłości. Te były zwykle dość czarne, napadano potem na księdza, a on tylko szeptał po cichu:
— Utinam sim falsus vates!
Najweselszą szczebiotką tego małego gronka była pani Feliksowa, aniołkiem smutku Magdusia. Lenia dzieliła czasem wesołość bratowej, czasem tajemne łzy siostry. Życie leciało szparko, jak zwykle w tych czasach, gdy jedne po drugich lecą świeże coraz wypadki, a ostatecznego przewidzieć nie można końca. Przecudna wiosna zachwycała wszystkich, szczególniej panienki, które ją tylko dotąd w Saskim widywały ogrodzie.
Oddział, którym dowodził Naumów, w dość dalekiej był stronie od Rusowa, jednakże Magdzia, o której pobycie wiedział Naumów, odbierała od niego listy, a choć się do tego nie przyznawała, myślała zawsze, że on kiedyś przybiec musi, aby tą zobaczyć.
Tymczasem nim się jeszcze zjawiły w innych stronach wzrastające oddziały polskie, zaczęli się przewijać moskale i parę razy nawiedzili na krótki czas spokojne to ustronie. Nie byli oni jeszcze tak rozbestwieni jak później i nie mieli powodów do surowszego obejścia się z mieszkańcami okolicy, wszakże zetknięcie się z nimi, wielce było nieprzyjemne. Zwykle chowały się wszystkie kobiety, a ekonom z panem Feliksem zajmowali się przyjęciem.
Mówiono do siebie mało; poglądano wzajem z nieufnością, ale nie przychodziło do żadnych zatargów. Wszystkie środki ucie-