Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Oficer jednak, czy jakiś starszy, ani chciał słuchać, popchnął staruszkę i z dobytą szablą począł biec do dworu, powtarzając tylko.
— Gdzie buntownik? gdzie buntownik?
Razem z nim ze wszystkich stron wyłamując okna, wybijając drzwi cisnęli się żołnierze z przeklęstwami, z odgróżkami, ze wrzawą.
Nastąpiła scena, którą opisać jest trudno. Ktokolwiek widział w tej wojnie napad moskiewskiej tłuszczy na spokojną jaką siedzibę, ten tylko sobie wyobrazić potrafi, dzikie barbarzyństwo żołnierza, któremu cugle puszczono. Jakiś szał opanowuje naówczas tych ludzi, którzy zdaje się jakby nigdy nie mieli rodziny, jakby nigdy nie przywykli byli nic w świecie szanować.
Przelękłe kobiety, same nie wiedząc co począć z sobą, stały w dziedzińcu spłakane. Feliks leżał związany, na folwarku i we dworze ten sam los spotkał ekonoma i służbę. Oficer przewodniczący jakiemuś poszukiwaniu, któremu towarzyszył rabunek, z dziką twarzą tatarską i uśmiechem szyderstwa spełniał gorliwie swój obowiązek. Był to znany nam Nikityn, jeden z tych, co się w ciągu tego roku najohydniej odznaczali okrucieństwem i grabieżą. Z kobiet jedna Magdzia zdawała się nie czuć strachu, ani widzieć co się w koło niej działo, myśli jej i serce biegły drogą za ukochanym, o którego się los trwożyła.
Dzień coraz się stawał jaśniejszy, ale na drodze ku lasowi nic jej oczy dostrzec nie mogły, patrzała bezprzytomna, osłupiała, serca jej bicie zdawało się w piersiach wstrzy-