Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

chciała z niego zrobić Polaka, i to nawrócenie z pomocą czarnych oczu doskonale się jej udało. Kłócili się z sobą nieustannie, to jest Misia go za wszystko łajała, on wszystko z dobrodusznym serdecznym uśmiechem przyjmował. Raz tylko gdy się Michalinie wyrwało jakieś przekleństwo na całe plemię i naród moskiewski, Sasza czyli pan Oleś, jak go tam nazywano, wstał zaczerwieniony i głosem, w którym wzruszenie głębokie czuć było, odpowiedział stanowczo.
— Nie przeklinaj pani narodu, nie znasz go tylko z tych wyrzutków, którymi na was ciskają, naród ma serce, naród ma przyszłość, cóż winien, że wiekami niewoli upadł, spodlił się, znikczemniał. Niech nad nim zaświeci słońce swobody, niech nań spadnie rosa dobroczynnej nauki, niech go rozkują i rozwiążą, a zobaczysz pani, że potrafi być wielkim i kochania godnym narodem.
Misia patrząc nań pobladła, zamyśliła się i podała mu rękę, umiała ocenić tę uczciwą miłość ojczyzny w Moskalu, mimo to jednak odpowiedziała mu półżartem:
— Choćby was rozkuto, będziecie jeszcze długo nosić na karku ślady tej obroży, w którejście chodzili przez wieki.
Naumów westchnął i na tym skończyła się rozmowa. Stosunki Misi z nim, w których nigdy nawet o miłości mowy nie było, przeciągnęły się bardzo długo. Sasza nauczył się doskonale po polsku, a co więcej, pojęcia jego zupełnie się zmieniły. Urodzony z dobrymi skłonnościami, zyskał na tym nowym wychowaniu przez kobietę wielkiego serca i umysłu. Przywiązanie jego do niej było jakąś spokojną idealną miłością, tym więk-