Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/187

Ta strona została uwierzytelniona.

to prędko skończyć się musi. W podobnych chwilach, gdy człowiek nie należąc już do świata, jeszcze jest na nim pozostać zmuszony, rzadko kiedy ostygłym okiem chłodno patrzeć może na to, co go jeszcze otacza.
Życie z wszystkimi swymi urokami, wspomnieniami, żalami i nadzieją, oblega nieszczęśliwego i rozgorączkowuje, wskazując mu obrazy, których już więcej nie ujrzy. Miesza się w tym przedśmiertelnym widzeniu, tak wiele przedmiotów, taka myśli mnogość, iż od nich najchłodniejszy umysł oszaleć musi.
Kto widział tego gladiatora na Kapitolu ze spuszczoną głową, z której tak samo leją się myśli, jak z piersi jego krew płynie, ten może sobie wyobrazić powolne konanie człowieka, który wie, że do życia nie powróci, choć jeszcze je dźwiga. Tak prawie wsparty na ręku leżał Naumów, zapomniawszy gdzie jest, co się z nim dzieje, a na myśl jak na sznur jedwabny, nizał te perły przeszłości, które się zowią wspomnieniami. Począwszy od kolebki, od pieszczot matki, od cierpień sieroctwa, i zalotne wejrzeniem Natalii, i pierwsze dni pobytu w Warszawie, i całe późniejsze życie nowe, zbierało się na ten różaniec, a myśl jego była jakby spowiedzią przed samym sobą, której jednak żaden grzech cięższy pasma jednostajnego nie przerywał.
Ostatnie chwile, wieczór i część nocy spędzona w Rusowie zdawały mu się snem, gorączką, czymś do wiary nie podobnym. Czuł tylko, że w uścisku jej dłoni zamknęła się reszta życia, a potem nastąpiły duszące jakieś piekielne ciemności...
I wśród tej ciszy, którą za najmniejszym