Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/216

Ta strona została uwierzytelniona.

strumień łez i wybuch łkania nagle przypływał, szept cichy zmieniał się w jęk żałosny. Naówczas starsza kobieta chwytała Magdzię i powtarzała jedne tylko słowa:
— Dziecię moje, módl się, Bóg czyni cuda, on swoich wiernych nie opuszcza, wiara uzdrawia i wskrzesza, modlitwa niebiosa przebija!
— A! dla nas, wołała w rozpaczy Magdzia, nie ma Boga, nie ma litości; niebiosa są zamknięte, Matka miłosierdzia głuchą! Daniśmy na pastwę nieprzyjaciołom naszym!!
Dziecię moje, nie bluźnij! módlmy się, módlmy, przerywała staruszka, dźwigajmy krzyż Zbawiciela, a gdy pod nim jak on padniemy, podnośmy się co rychlej! I on trzykroć upadał, a poszedł na męczeństwo!
Magdzia padała na ziemię i zanosiła się od płaczu. Wtem Lenia, która dotąd mężniejszą była i podtrzymywała siostrę, pobladła spojrzawszy przez okno i zaczęła drżeć. Na szarym tle chmurnego nieba, wśród placu przed domkiem, żołnierze i kilku cieślów budowali rusztowanie. Dwa słupy wbite już w ziemię, wciągano belkę poprzeczną — hałasując i krzycząc, jak zwykle przy robocie.
Serce Leni przeczuło, że ta dziwna budowa była szubienicą dla Naumowa, męstwo opuściło ją całkiem, poczęła płakać także.
Dwie siostry uścisnęły się, głowy składając na swych piersiach i łkały, razem jedną boleścią. Jękom tym towarzyszyła piosenka żołnierzy dzika, aż to dochodząca z placu, na którym budowano szubienicę, niekiedy wśród ciszy słychać było uderzenia siekiery i młota.
Scena ta była pełna tragiczności straszli-