Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/229

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze? zapytał, powinienem to uczynić dla ciebie i zrobię... Słuchaj, gdy kogut zapieje trzy razy... pora będzie uciekać. A teraz mów głośno, chodź, krzątaj się, gdy ja powoli będę kajdany piłował... a daj mi czem siły w sobie obudzić, ręce mi mdleją...
Magdzia pobiegła do tacy, spostrzegła na niej wywróconą wina butelkę... Naumów chwycił szklankę i wypił ją duszkiem... a chodź z siłą powróciła boleść okrutna, pokrzepiony nieco jął się do roboty.
Chwile płynęły powoli w oczekiwaniu, noc nadchodziła, żołnierskie wrzawy przycichły... głęboka cisza pada na miasteczko, i świst tylko wichru zamiatającego ziemię na placu około szubienicy słyszeć się dawał...
Przestrach ogarnął wielki, gdy to milczenie grobowe przerwał szelest jakiś około drzwi, które z wielką ostrożnością starano się odemknąć; przez uchylone nieco wcisnął się strwożony i drżący żołnierz palce trzymając na ustach.
Naumów poznał w nim jednego z szeregowców, poczciwego Żmudzina Kukutisa, który dawniej czasem mu posługiwał. Była to istota zahukana, prześladowana, przybita, niepozorna, wyśmiana jako głuptasek i całej rocie za przedmiot szyderstw służąca... Kukutis pomimo to wcale tak ograniczonym nie był, ale bystre pojęcie kryło się pod powierzchownością nie zdradzającą go wcale. Kilka razy w ciągu służby Naumów usłużył Żmudzinowi, obronił go, uwolnił od kary.
Poznawszy go, nie obawiał się już wcale.
Kukutis przypełznął ku niemu coś szepcąc do ucha: z pod szynela wydobył skręcony płaszcz, pugilares, czapkę i szybko nazad,