Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/231

Ta strona została uwierzytelniona.

czyk gęsty jakby mgłą siwą zakrywał nawet nie bardzo odległe przedmioty. Ziewając i przeciągając się, szedł znużony więcej tą wódką niż czuwaniem żołnierz, gdy nagle stanął jak wryty i krzyknął.
Spostrzegł pod nogami leżące wybite okno więzienia. Poskoczył natychmiast zajrzeć wewnątrz izby, nie było w niej nikogo, więzień i żona jego uciekli... na słomie leżały tylko przepiłowane kajdany.
Piorunem pobiegł Mołokosiej do oficera, będącego na straży.
— Nieszczęście! nieszczęście wielkie — zawołał zdyszany — ojcze! stało się wielkie nieszczęście... Więzień Naumów umknął..! My wszyscy przepadli, my zginieni. Wy sołdatem, ja w kopalnie, albo w aresztanckie roty na życie! Ojcze! nieszczęście!
Oficer zerwał się z tapczana, na którym spał ubrany, pochwycił się za głowę, zgrzytając zębami, porwał się zrazu bić sierżanta, pochwycił rewolwer, aby sobie w łep wypalić, zakręcił się jak szalony i wybiegł wprost do jenerała, który niedawno się spać położył, bo do późna grał z audytorem i dwoma drugimi w gerylasza[1].

Na dworze szarzało, a na wiosnę dzień robi się wcześnie nie było jeszcze trzeciej godziny; prewoschoditielstwo spało snem jeśli nie sprawiedliwych, to o sprawiedliwość nie dbających. Zastukano silnie do drzwi, zerwał się żołnierz, przeznaczony do posług. Oficer pchnął go natychmiast, aby szedł obu-

  1. Gerylasz — rozpowszechniona w zeszłym stuleciu gra w karty.