Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

prosty manewr zalotnicy, która choć nie kocha, nie pozwala, aby ją kochanek opuścił. Dla niego, to milczące podanie ręki było świadectwem uczucia, przed którym, gdyby nie jenerał, byłby padł na kolana. Szczęściem nie dojrzał uśmiechu, który jak błyskawica po ustach Natalii przeleciał.
I ona i jenerał byli tego zdania, że Polakom wcale pobłażać nie należało, że potrzeba było do nich wziąć się po mikołajewsku. Nie przewidywali naówczas, iż system Mikołaja w porównaniu z systemem Aleksandra wyda się kiedyś łagodnym.
Z wieczora od jenerała rozeszli się oficerowie po kwaterach, szepcząc między sobą po cichu. Kapitan zaprosił do siebie na poncz, a tu dopiero po pierwszych szklankach rozwiązały się im usta. Ale, prawdę rzekłszy, choć niby mówili z wielką otwartością, nikt się nie wywnętrzał do głębi, każdy się lękał nawet najlepszego przyjaciela, bo u Moskali szpiegostwo jest tak rozpowszechnione, tak obowiązkowe nawet, iż się go wszyscy obawiają. Przytem oficerowie udawali liberalnych, nie potępiali więc całkowicie Polaków, a większość była zdania, że tę Polskę, jak kula przykutą do nogi, wiecznie nieprzyjazną, zawsze niespokojną, potrzeba było raz oddać.
Młodzież ciszej po kątach gwarzyła, domyślając się, iż z tych wypadków możnaby na wytargowanie jakichś swobód skorzystać.
Ale ta rozmowa o polityce krótko bardzo trwała, zaczęto sobie zaraz rozpowiadać o rozkoszach życia w wesołej Warszawie, którą wielu z nich znało, o wieczornych balikach w zielonym ogródku i rozmowa przy