Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/40

Ta strona została uwierzytelniona.

widzeniu pierwsza taka rozmowa jest zawsze nieporządną słów mieszaniną, tysiącem pytań bez odpowiedzi, przypomnień i nierozwiązanych zagadek. Naumów kazał zaraz samowar nastawić i zabierał się przyjezdnego ugościć, gdy ten mu oznajmił, że zaledwie godzin parę zabawi i natychmiast w dalszą jedzie drogę.
— Dokąd? Czy cię gdzie wysłano? — spytał Naumów.
— Nie. Jadę na urlop do familii — rzekł Henryk.
— Więc ci nie może być tak bardzo pilno? — odezwał się pierwszy i mógłbyś mi śmiało jaki dzień poświęcić?
— Nie mogę, mruknął, potrząsając głową, Henryk, nie mogę...
— Cóż ci tak pilno?
Oficer popatrzał długo na przyjaciela jakby go badał, jakby pragnął, żeby się tamten sam czegoś domyślił, ale Naumów choć mu wypadki w Polsce serce poruszyły, nie miał jasnego wyobrażenia jakie na niego wkładały obowiązki.
— Wszakże już wiecie — rzekł po chwili przybyły, co się dzieje w Warszawie?
— Wiemy tylko z gazety i z pogłosek z których się niewiele nauczyć można, a ty?
— Ja — rzekł — wahając się Henryk, wiem trochę więcej, ale naprzód, w imię starego koleżeństwa, co ty o tym myślisz?
— Ja — odpowiedział powoli Naumów jeszczem się nad tym nie zastanawiał, a potem to dla mnie rzecz obca, bo nie jestem Polakiem.
— Jesteś nim na wpół przynajmniej — zawołał Henryk, matka twoja była Polką, ale gdybyś nawet ani kropli krwi polskiej nie